„Milczenie nut” – Tomasz Petrus (Novae Res)
Po Świętach pozostało jedynie wspomnienie i choinka, której nie mam sumienia rozebrać, tak ślicznie nadal wygląda, zwłaszcza wieczorem, gdy zapalam malutkie światełka. Przypuszczam, że kiedy tekst ukaże się na naszym blogu, po choince też już zostanie wspomnienie. Taka jest kolej rzeczy, czas z uporem maniaka gna naprzód, a my wraz z nim, przywiązani do naszego życia niczym żeglarze do jachtu. Nigdy nie wiemy, czy wody po których płyniemy będą nas łagodnie kołysać, czy może nagle zmienią się we wzburzoną kipiel. Dlatego każda dobra chwila w życiu jest na wagę złota i warto o tym pamiętać. I może dlatego tak bardzo cieszą mnie jasne światełka na choince i nie mogę się z nimi rozstać.
Zanim przedstawię kolejną książkę, zajrzę do szkatuły najpiękniejszych wspomnień, wybiorę jedno i podzielę się nim z moimi wiernymi Czytelnikami. Szkatuła wspomnień, hi, hi. Trochę przesadzam, ale takie są uroki pisania. Czasami można dać się ponieść słowom, ale generalnie powinno się raczej nad nimi panować… Wracam do szkatuły. I do lasu, bo to wspomnienie będące jednocześnie nawiązaniem do treści książki, jest na wskroś leśne (żeby pasowało do bloga). Otóż parę lat temu zdarzało nam się od czasu do czasu wędrować… po lesie. A jakże! Podczas tych wypraw po naszej poczciwej Puszczy Bydgoskiej dotarliśmy do niezamieszkałego budynku starej leśniczówki. Miejsce wyglądało magicznie, otoczone wiekowymi sosnami, zapomniane przez Boga i ludzi. Opustoszały dom zbudowany był z czerwonej cegły i znajdował się w całkiem dobrym stanie. Żadna pleśń nie wdarła się do środka, mury były zdrowe, a w jednym z pomieszczeń stał piec chlebowy. Stara, niemiecka robota… Oczywiście zawsze w takich chwilach zastanawiam się, kto tu mieszkał, co sobie myślał wyglądając przez ogromne okno z widokiem na las, jak wyglądało jego życie. Czy był szczęśliwy, czy kogoś kochał, czy na stole w wazonie stały świeże kwiaty i wiatr muskał firankę? Jak smakował chleb upieczony w zapomnianym piecu? I ostanie pytanie: dlaczego taki piękny dom stoi nadal pusty w środku lasu i co się z nim stanie…
Okazało się, że leśniczówka ma swoją historię i to całkiem ciekawą. W latach 1934 -1955 mieszkał w niej leśniczy Franciszek Wrembel wraz z rodziną: żoną Heleną i dwojgiem dzieci. W czasie wojny prowadził aktywne działania przeciwko niemieckiemu okupantowi. Komórka dywersyjna, którą utworzył nazywała się „Darzbór” (słowo oznacza pozdrowienie leśników, gdyby ktoś z czytających nie wiedział) i szybko włączyła się w działania ZWZ, a następnie AK. W 1945 r. znalazła się w strukturach delegatury Polskich Sił Zbrojnych. Działała w ramach Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość aż do 1948! Po wojnie F. Wrembel za przynależność do AK podlegał represjom nowej władzy. Od listopada 1945 r. do czerwca 1946 r. przebywał w areszcie śledczym WUBP w Gdańsku. Po jego opuszczeniu poddany był stałej inwigilacji służb komunistycznych. W Emilianowie mieszkał do 1955 r., potem musiał opuścić leśniczówkę. Nie wiem, czy jeszcze ktoś ją później zasiedlił. Obecnie, tuż przy drodze biegnącej nieopodal, stoi wielki kamień z tablicą upamiętniającą wydarzenia z lat wojny i waleczną postawę leśniczego Franciszka Wrembla.
W latach 90-tych budynek leśniczówki został rozebrany.
Moi wierni czytelnicy zapewne zastanawiają się, skąd we mnie nagle obudził się taki pęd do opisywania wydarzeń historycznych. Otóż wszystko oczywiście za sprawą książki!
Dziś polecam „Milczenie nut” Tomasza Petrusa. Całe 833 strony barwnej opowieści o miłości, dorastaniu, przekraczaniu granic w życiu i w sztuce. Książka jest gratką dla bydgoszczan, bo jej wartka akcja toczy się właśnie w naszym mieście. Historia zaczyna się w latach 70-tych. Autor świetnie oddał specyficzny klimat epoki, gdy w Polsce panowała komuna. Jednak jeden z wątków sięga czasów wojny. Jakież było moje zdumienie, gdy główna bohaterka Anna wsiadła na rower i pomknęła w stronę Puszczy Bydgoskiej. Autor miłosiernie pozwolił jej podprowadzić rower ulicą Podgórną, a następnie skierował ul. Leszczyńskiego i Bielicką do leśniczówki Bielice, która kiedyś znajdowała się w okolicach dzisiejszego Portu Lotniczego. „Po opuszczeniu ciepłej, przytulnej leśniczówki, co jak musiała przyznać, uczyniła niemal wbrew sobie, ruszyła ostrożnie na południe, kierując się dokładnym opisem trasy przedstawionym jej przez leśniczego.” Mam nadzieję, że nikomu nie zgaszę radości czytania zdradzając, że Anna przemieszczała się do leśniczówki w Emilianowie, gdzie stacjonowali żołnierze AK i że przywitał ją tam „leśniczy noszący pseudonim „Marcin”. Był nim Franciszek Wrembel, postać autentyczna, ożywiona przez Tomasza Petrusa na kartach powieści, splatającej kilka faktów historycznych z wątkami fikcyjnymi. Bardzo mnie to zaskoczyło i sprawiło, że znowu poczułam się malutkim trybikiem w dziejach świata. Przemijamy pozostawiając po sobie garść wspomnień. Niektórzy żyją dłużej w ludzkiej pamięci, inni przechodzą bezszelestnie, jakby wiatr musnął źdźbło trawy…
„Milczenie nut” ujęło mnie więc nie tylko dlatego, że akcja powieści toczy się w Bydgoszczy, ale przede wszystkim dlatego, że występuje w niej także „mój las”. A oto jedna z jego odsłon. „Naszym matecznikiem był las. Niemal przez cały czas ten sam, za Zachemem, między ogrodzeniem zakładów a brzegiem jeziora w Pieckach, przecięty obwodnicą. Można by rzec: przepastny, z cechami bezkresnej puszczy albo zadrzewionego pustkowia z krańców cywilizacji. A także świeżo pofałdowany lodowcem, twórczo zerodowany wiatrem i deszczem, szczęśliwie zapomniany przez leśników…” Z tym ostatnim stwierdzeniem raczej się nie zgodzę, bo leśnicy nie zapominają o swoim lesie, ale opis ujął mnie za serce.
Oprócz lasu jest jeszcze Nakielska, Kanał Bydgoski, Muzeum Wyczółkowskiego i jego podziemia, al. 1 Maja, ul. Czerwonej Armii, szkoła muzyczna, kościół na Placu Wolności itp. Bydgoszczanie poczują się jak w domu.
W książce zadziwiła mnie spora ilość dyskretnych opisów kobiecej urody. „Włosy połyskujące smugami gasnącej nocy” lub „włosy jak bezgwiezdna noc, starannie upięte w niewielki kok”, „twarz jakby ukryta w cieniu”, „miodowe oczy”, „oczy o dziwnej barwie ciemnej zieleni, długie palce, ponętne kształty rysujące się pod jasną sukienką, ściszony, trochę drżący głos, jaki zdarza się u kobiet oczekujących od świata czegoś więcej niż zwykłego zachwytu nad ich urodą” itp., itd.
„Milczenie nut” to piękna, wielowątkowa opowieść, napisana z rozmachem, barwnym, potoczystym językiem. Czyta się ją z przyjemnością, dlatego serdecznie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz