26 maja 2015

Relacja z otwarcia wystawy fotografii Krzysztofa Szymoniaka



8 maja 2015 r. otwarta została wystawa Krzysztofa Szymoniaka pt. „Konin – Antywidokówki”. 

Zbiór czarno-białych zdjęć Konina przełamuje pewne konwencje ukazywania świata kolorowym, pięknym i komercyjnym. „Taki sposób fotografowanie jest szczególny i budzi zainteresowanie dlatego, że jest to odejście od kolorowej fotografii cyfrowej, która zalewa świat, jest wszędzie i wszyscy to robią, i nagle coś czarno-białego, wygląda jak fotografia analogowa, bez szkła, w drewnianej ramce, więc rodzi się pytanie o co autorowi chodzi? co chciał w ten sposób przekazać i pokazać?” - mówi Krzysztof Szymoniak. Twórca kadrów pragnął pokazać miasto Konin takim, jakim go pamiętał, lubił i jakie go fascynowało.


Krzysztof Szymoniak, autor książek poetyckich podejmuje decyzję, że przestaje pisać, milknie, ale chce dać coś w zamian, wybiera fotografię. Zaczął interesować się fotografią nie tylko jako dziedziną wiedzy, ale wraca do aparatu fotograficznego z myślą o tym, żeby spróbować coś własnego opowiedzieć przy pomocy fotografii, i tak się to zaczęło. Tomik poezji „Strach przed poezją” jest ostatnim doświadczeniem pisarskim, był pisany świadomie jako ostatnia książka. Autor mówi: „To było świadome pożegnanie, to był rok 2011, wiedziałem już, że kończę przygodę z poezją. Poczułem, że tym językiem opowiedziałem to co chciałem powiedzieć i nie ma sensu zapętlać się, powtarzać, wracać do znanych motywów. Potrzebowałem zmiany konwencji, zmiany języka. To co można powiedzieć za pomocą poezji, w moim odczuciu przeze mnie zostało już powiedziane.” 

Pierwszą przygodę z antywidokówką rozpoczął tworząc fotografie Gniezna, również nie kolorową, nie komercyjną, tylko właśnie czarno-białą. Po sukcesie fotografii gnieźnieńskich zdecydował się na cykl zdjęć w tej konwencji. A dlaczego Konin? Z tym miastem, w latach 90. był związany zawodowo i towarzysko, tam mieszkał. Jako dziennikarz prasowy „Głosu Wielkopolskiego” zachował w pamięci wiele motywów i właśnie do nich wrócił, ale już z odpowiednią wiedzą i sprzętem. Jest to Konin, którego nie znajdziemy w żadnym folderze, albumie reklamowym. 


Cykl jest opowiadaniem o świecie, ale pisanym nie za pomocą pióra, tylko poprzez fotografię, taki liryczny dokument. Nie widać na tych zdjęciach agresji, hałasu, tumultu, jest w nich cisza, empatia. Fotograf powiedział: „Podchodzę do tych miejsc z miłością, uczuciem. Nie interesuje mnie jako taka brzydota, interesują mnie inne oblicza świata, przez które przebija wartość innego typu niż tylko „ładność” w sensie kolorowe, śliczne, młode i z okładki. Pochylałem się nad tymi miastami właśnie w taki sposób. Miejsca szare, zwykłe fotografuję po swojemu, filtrując przez własną wrażliwość.” 

Zdjęcia muszą być konsekwentne w przyjętej, jednej i tej samej estetyce. Tu nie ma cieni, niebo jest zachmurzone a światło jest wyłącznie rozproszone, pora roku – zima, dzięki temu widać wszystkie szczegóły, to jest dokument odwołujący się do tradycji fotografii „na wprost” bez udziwniania. 


Jacek Soliński, wieloletni przyjaciel fotografa, podzielił się swoimi przemyśleniami: „Krzysztof zarzeka się, że przestał pisać wiersze, ale wydaje mi się właściwie, że nie przestał uprawiać poezji, że dalej ją uprawia, tylko nie posługuje się piórem, czy komputerem a aparatem fotograficznym. To co istotnego w tym wszystkim to to, że Krzysztof jest twórcą, osobą żywiołową i poezja też była tego typu. Teraz nastąpiła radykalna zmiana, Krzysztof nagle się wyciszył, schował i zafascynował jakimś takim minimalistycznym odbiorem świata. Nie bardzo potrafię się zgodzić z tym odniesieniem polegającym na widzeniu w tych zdjęciach jakichś dokumentacji miejskich. Myślę, że przede wszystkim jest to fotografia formy i Krzysztof się chyba nauczył wysmakowywać, jak najmniejszą ilością zdarzeń, tego co można by było opisać, korzystając z tego co jest bardzo niepozorne, potrafi nadać temu coś faktycznie głębszego i istotniejszego. To wielka sztuka i zaleta w dzisiejszych czasach, gdy wszystko jest tak rozbuchane i nastawione na działanie poprzez agresję, kicz. Krzysztof ze wszystkiego rezygnując osiągnął coś istotniejszego, ważniejszego i tym bardziej zauważalnego w dzisiejszej rzeczywistości tzn. prostotę, ciszę, spokój, oddalenie, ten rodzaj spokoju, ukojenia pewnie, za którym wszyscy tęsknimy.”

Sopot jest ostatnim ogniwem cyklu, padło więc pytanie czy artysta myśli już o nowym sposobie fotografowania, widzenia, szukania czegoś nowego w fotografii? Odpowiada: „Cały czas próbuję, testuję, interesuję się. Mam sprzęt, obiektywy, ćwiczę makro, bardzo lubię portret. Cyklem zdjęć antywidokówek udowodniłem sobie, że potrafię się nauczyć myślenia, widzenia, techniki i umiejętności posługiwania się aparatem, obiektywem. Przez te wszytki lata zrozumiałem czym dla mnie jest fotografia. Interesuje mnie i coraz bardziej skłaniam się ku portretowi, mógłby mnie wciągnąć i zainteresować. Wyzwaniem jest znaleźć jakąś swoją ścieżkę portretowania, która byłaby czymś moim, czymś własnym, sposobem dojścia do takiego humanistycznego portretu. […]Fotografia nie jest dla mnie protezą w zastępstwie poezji, jest to po prostu inny język. Nadal jestem wrażliwym, niezmanierowanym człowiekiem, nie opancerzonym, wystawionym na ciosy świata, ale cieszę się życiem.”

Kameralne otwarcie wystawy zakończyło się zwyczajowo zwiedzaniem ekspozycji oraz indywidualną rozmową z artystą przy lampce wina. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz