Monika Śliwińska – „Panny z „Wesela”. Siostry Mikołajczykówny i ich świat”.
(Wydawnictwo Literackie)
W lipcu, wraz z przyjaciółmi, pojechaliśmy na tydzień do Krakowa. Był to pięknie spędzony czas w uroczym mieście (rety, znowu miasto na leśnym blogu!), pełnym zabytków i historii, z ludźmi bliskimi sercu. Odwiedziliśmy „Szał uniesień” Władysława Podkowińskiego w Sukiennicach, dotarliśmy do „Damy z gronostajem” w Muzeum Czartoryskich, po raz kolejny zachwyciliśmy się Ołtarzem Wita Stwosza. Nie będę opisywać szczegółów wyprawy, ale napomknę o ostatnim dniu, gdy dotarliśmy… Do Bronowic! Prawie ominęlibyśmy ten punkt programu, bo byliśmy już zmęczeni i ten ostatni dzień chcieliśmy sobie dać „czas wolny” i rozpierzchnąć się po Krakowie, żeby każdy spędził go sobie tam, gdzie ma ochotę i w taki sposób, jaki mu sprawi największą frajdę. Okazało się jednak, że żyć bez siebie nie możemy i wszyscy jednogłośnie przystali na wypad do Bronowic Małych. No to ruszyliśmy…
Był sobotni poranek, po słonecznym, upalnym tygodniu pogoda zaczynała się załamywać, niebo zaciągnęło się szarymi chmurami i nieśmiało siąpił ciepły, letni deszczyk. W takim to klimacie dotarliśmy do malutkiej podkrakowskiej wioski (kiedyś), a obecnie dzielnicy Krakowa. Wąską uliczką doszliśmy do Rydlówki, mijając podupadającą chłopską zagrodę i podziwiając z oddali Tetmajerówkę, która znajduje się „w rękach prywatnych” i zwiedzić jej nie można.
W Rydlówce zastaliśmy sympatyczną panią przewodnik, która oprowadziła nas po dworku i ciekawie opowiedziała o tym, co się w nim wydarzyło w końcu XIX wieku. Byłam zaskoczona, z jaką siłą oddziałuje na wyobraźnię przestrzeń opisana przez Stanisława Wyspiańskiego w „Weselu”. Niby wszystko wiedziałam, bo przecież jak każdy czytałam „Wesele”, które drobiazgowo omawialiśmy na lekcjach języka polskiego, z okolicznościami jego powstania włącznie. Jednak dopiero w dworku Lucjana Rydla zrozumiałam, jak zbulwersowane musiało być środowisko artystyczne, naukowe i kulturalne Krakowa na wieść o ślubie pochodzącego z wyższych sfer poety, pisarza, krytyka teatralnego Lucjana Rydla z prostą chłopką Jadwigą Mikołajczykówną, poprzedzone zresztą parę lat wcześniej podobnym skandalem, wywołanym przez Włodzimierza Tetmajera!
W małym pomieszczeniu, tuż przy wejściu do dworku, można było kupić pamiątki z Rydlówki. Pani przewodnik poleciała książkę Moniki Śliwińskiej pt. „Panny z „Wesela”. Siostry Mikołajczykówny i ich świat.” Kupiłam i po powrocie z wakacji znowu siedziałam w Rydlówce, ale zanim do niej dotarłam pomieszkiwałam wraz z Włodzimierzem Tetmajerem, zakochanym w starszej siostrze Jadwigi – Annie, w ubogiej chacie wiejskiej, bo na takie życie porwał się malarz. Dworki powstały zdecydowanie później! Po paru latach, które minęły od ślubu Włodzimierza Tetmajera z Anną, w Bronowicach Małych osiadł także Lucjan Rydel, zachwycony urokiem polskiej wsi i życiem jej mieszkańców, które oczami młodopolskiego poety mogło wydawać się sielskie, anielskie, a na pewno bajecznie kolorowe. Zwłaszcza jeśli chodzi o odświętne stroje kobiece. Anna i Jadwiga Mikołajczykówny na licznych obrazach, malowanych przez młodopolskich artystów oraz na zachowanych zdjęciach, zawsze ubrane są w strój ludowy: cudne, wyszywane cekinami katanki nakładane na śnieżnobiałe koszule i barwne spódnice. Do tego równie kolorowe chusty, a na szyjach - sznury czerwonych korali.
O wszystkich detalach stroju ludowego noszonego przez bronowickie kobiety możemy dowiedzieć się z książki. I nie tylko o tym! Wyłania się z niej niezwykła historia życia Anny, Jadwigi i Maryni, córek Jacentego Mikołajczyka, w której przewijają się powszechnie znane w kulturze polskiej postaci: Włodzimierza i Kazimierza Tetmajerów, Lucjana Rydla, Stanisława Wyspiańskiego i wielu, wielu innych.
Śledząc uważnie akcję, zapadając się w realia życia młodopolskiego Krakowa i Bronowic Małych, przerzucając stronę po stronie, chyliłam czoła przed autorką. Bogata bibliografia, którą zgromadziła, ludzie do których dotarła i którzy przyczynili się do wzbogacenia tej niesamowitej opowieści, a także świetny warsztat pisarski sprawiły, że lektura nie tylko sprawia przyjemność, ale także dostarcza wielu cennych informacji dotyczących zwyczajów panujących na wsi, działalności kulturalnej i artystycznej krakowskiej bohemy, ciekawostek z życia wybitnych malarzy, poetów i pisarzy okresu Młodej Polski itp. No i oczywiście zaznajamia czytelnika z losami kobiet, których postaci odmalował w swoim ponadczasowym, uniwersalnym dramacie Stanisław Wyspiański. Intrygująca jest zwłaszcza biografia Anny, która w czasie drugiej wojny światowej została deportowana do Tiopsy, w obwodzie irkuckim.
Z wywiadu przeprowadzonego przez Agnieszkę Kasperską z Moniką Śliwińską dowiadujemy się, że praca nad książką trwała 2 lata! Jej efekt jest imponujący.
Na zachętę malutki fragment o Jadwidze i Lucjanie: „Wydawać się może, że nie ma dwóch osób bardziej różnych. Wszystko to, co ukształtowało ich człowieczeństwo, wyrasta z innego pnia: otoczenie, doświadczenie, wykształcenie, wybory. On ma lat trzydzieści, ona siedemnaście. W procesie wzrastania obydwoje idą własnymi drogami.” A jednak te drogi się zeszły i od chwili poznania Lucjan i Jadwiga stanowili kochającą się parę.
Dlaczego nie wybrał kobiety ze swojego otoczenia?
„Ja nigdy nie byłem dla nich człowiekiem, tylko zawsze poetą, firmą literacką, gębą odbitą w Tygodniku Ilustrowanym. Czułem ciągle, że gdyby nie mój talent i moje książki, to dla tych pań nie byłbym szczególnie interesujący. Cóż ich poza mojemi wierszami i mojemi sztukami mogła obchodzić moja dusza, mój charakter? I to czułem, że może niejedna byłaby poszła dla mnie przez tę literacką próżność i literacką pozę, żeby sobie z mojego imienia literackiego zrobić kolię czy agrafę i chodzić w tym na bale, rauty i przyjęcia.” (fragment listu L. Rydla do Ferdynanda Hoesicka)
A co urzekło go w Jadwidze?
„Bił od niej wdzięk młodości, piękności, a nade wszystko wdzięk dobroci. Przekonałem się, że jest taką, jaką ją mieć pragnąłem”.
I już naprawdę na sam koniec fragment opisujący stosunek Anny Mikołajczykówny do ziemi. Ujmujący, literacki opis. „Ziemia nie ma dla Anny tajemnic. Sypka jak żytnia mąka, mokra jak chleb zbyt szybko wyjęty z pieca, kleista jak rozrobione ciasto – roztarta w dłoniach powie więcej, niż można nauczyć się w wiejskiej szkółce. Ma barwy, które zdradzają jej żyzność, strukturę urabialną i podległą rękom; ma wytrzymałość, której nie zaleje woda i nie zniszczy ogień, wiecznotrwałość budzącą szacunek.” W. w. fragment dedykuję tym, których ogrody zachwycają mnie od lat!
Czytając, miałam wrażenie, że przeniosłam się w czasie do miejsca, które odwiedziłam wraz z przyjaciółmi podczas wakacji. Ciekawa, literacka wycieczka! Z rozpędu obejrzałam nawet „Wesele” w reżyserii A. Wajdy. Jak więc widać oddziaływanie lektury jest znaczące.
W lesie i ogrodzie czuć jesień. Cudnie zakwitły w tym roku mieczyki, malwy i nasturcje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz