22 kwietnia 2022

Z półki leśnej Bibliotekarki - 15. Jaume Cabre - Wyznaję


Jaume Cabre – Wyznaję

Książka, która towarzyszyła mi przez ostatnie tygodnie, to cegiełka (raczej cegła) pt. „Wyznaję” katalońskiego pisarza, filologa i wykładowcy na uniwersytecie w Lleidzie Jaume Cabre. Trafiłam na nią dzięki wiernej i dbającej o poziom rekomendowanych lektur Czytelniczce moich leśnych opowieści.

Książka została wydana w 2011 r. Napis na okładce głosi, że czyta ją już niemal cała Europa! Skoro tak się dzieje, to może rzeczywiście warto? – pomyślałam i zagłębiłam się w lekturę starając nie zniechęcać się ilością stron. Czytałam uważnie, bo wątki splatały się ze sobą i rozplatały, znienacka i bez uprzedzenia zmieniały się także miejsca, czas akcji i bohaterowie. Postać centralna, Felix Ardevol, raz snuł opowieść w pierwszej osobie liczby pojedynczej, by za chwilę, w obrębie jednego zdania, stać się bohaterem historii o której opowiada ktoś inny. Musiałam więc mocno skupić się, żeby nie utknąć w martwym punkcie i nie zgubić sensu. Mam nadzieję, że mi się to udało, ale na pewno okupiłam to sporym wysiłkiem. Powieść, jak zresztą sugeruje tytuł, jest wyznaniem win i zaniedbań Felixa Ardevola. Miejscami przypomina spowiedź, choć jej adresatką jest bliska sercu kobieta. Życie głównego bohatera, podobnie zresztą jak istnienie nas wszystkich, wplecione jest w dzieje świata, najczęściej niestety burzliwe, pełne napięć, konfliktów, bezsensownych wojen, nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, przypadkowych zdarzeń. Czy jest w tym jakiś sens, logika, porządek?

Autor powieści buduje historie swoich bohaterów umiejscawiając je w konkretnym kontekście historycznym. Tych kontekstów jest sporo: druga wojna światowa i Oświęcim, opactwo Santa Maria di Gerri i czasy Świętej Inkwizycji, Hiszpania za generała Franco itp. Wszystkie opowieści łączą ze sobą zabytkowe, choć nie przynoszące nikomu szczęścia, skrzypce. Wykonane są z drewna, którego śpiewność została oszacowana przez wykwalifikowanego brakarza. Przechodzą z rąk do rąk, a ich dzieje wplecione są w najkoszmarniejsze chwile, jakie przeżywała Europa. Mną najbardziej wstrząsnęła opowieść o małej Amelietje, dziewczynce, która trafiła do Auschwitz i zanim została zgładzona poddano ją, wraz z innymi dziećmi, okrutnym eksperymentom medycznym. Skąd bierze się zło? Dlaczego ciągle nas prześladuje? Dlaczego bezustannie odradza się i powraca obracając nasze życie w pył? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Możemy jedynie pochylić się nad światem i zapłakać…

Książka Jaume Cabre "Wyznaję", w tle ogrodowe kwiaty.

Czyżby lektura zgasiła mój wrodzony optymizm? Nie, nie poddam się tak łatwo i postaram odbudować zmasakrowane poczucie sensu istnienia! Choć z drugiej strony… Może to i dobrze, że są książki, które niepokoją, a także autorzy, którzy stawiają trudne pytania… Książki, które po przeczytaniu nie pozwalają o sobie zapomnieć, a problematyka, którą poruszają, jest wciąż aktualna i skłania do refleksji…

Pośród mrocznych opowieści i wyznań Felixa, znalazłam (a jakże!) także uroczy fragment, który ucieszy miłośników języka, książek, wydań bibliofilskich tekstów literackich itp. Otóż główny bohater trafia na luźne kartki pochodzące z rękopisów Orwella, braci Goncourtów czy Haxleya. I to im nie potrafi się oprzeć i kupuje kompulsywnie, wbrew słowu danemu sobie, żeby zapanować nad niekontrolowanymi zakupami i oprzeć pokusie posiadania oryginałów poruszających tekstów. „Zapisany papier, charakter pisma, ruch ręki, atrament, wszystkie te materialne świadectwa, przez które wyraża się duchowa idea, zaczyn dzieła sztuki lub dzieła myśli uniwersalnej, tekstu, który porusza czytelnika i go przemienia. Trudno powiedzieć nie, kiedy ma się do czynienia z takim cudem. (…) Co za melancholia, co za cierpienie (manuskrypt dotyczy bowiem miasteczka zniszczonego przez wojnę), co za radość, że można wziąć do ręki papier, który autor wykorzystał, by przekształcić w dzieło sztuki pierwszą intuicję.”

Powyższy cytat jest jak promyk słońca w mrocznych opowieściach o Złu, jego genezie i sile oddziaływania na dzieje świata i los każdego z nas. Obecnie, gdy nadal nie wiadomo jak potoczą się dalsze losy wojny na Ukrainie, łapię wszystkie promyki słońca, żeby nie stracić wiary w życie. „Zło bowiem stara się zniszczyć wszystkie szczęśliwe plany, choćby najskromniejsze, i robi wszystko, żeby siać jak największe zniszczenie w swoim zasięgu.”

No i jeszcze jedna, już końcowa refleksja (poparta cytatem) na temat książki i jej nadal aktualnego przekazu. Ostatnio do Polski przybyło kilka milionów uchodźców, ludzi, którzy z dnia na dzień potracili swoje domy i musieli uciekać z kraju. Wielu z nich jak stało, bez ciepłych ubrań, bielizny na zmianę, jedzenia, ulubionych książek. Myślę, że pod wpływem tych dramatycznych wydarzeń, niektórzy z nas zastanawiają się, co zabrać, gdyby nagle, niespodziewanie przyszło nam zwiewać, gdzie pieprz rośnie. J. Cabre też się nad tym zastanawia: „Co ze sobą zabrać? Co zabierzesz, nie wiedząc, dokąd? Krzesło? Książkę? Pudełko po butach ze zdjęciami? Naczynia? Żarówki? Materac? (…) W końcu bierzesz zupełnie zbyteczny breloczek na klucze wiszący w przedpokoju, który, jeśli przeżyjesz, jeśli nie będziesz musiał go wymienić na zapleśniałą skórkę chleba, stanie się symbolem szczęśliwego, normalnego życia, jakie wiodłeś przed nieszczęściem.”

Ot, życie. Przewrotne, kruche, nieprzewidywalne, pełne grozy, choć czasami także niewiarygodnie piękne!

Kolaż dwóch zdjęć, na którym znajdują się niebieskie kwiaty cebulice oraz pies autorki tekstu.

A co słychać w lesie? Zachwyca mnie delikatna zielona mgiełka, bo drzewa i krzewy puszczają pąki i na świat ciekawie wyglądają malutkie listki. Ostatnio w ogródku pasły się dwie sarny. Dokonały spustoszenia, gdyż podjadły tuje. Kwitną też cebulice, podobnie jak w naszym poczciwym Parku Witosa, w którym tworzą ogromny niebieski dywan. Mój pies jakby złagodniał i na leśnych spacerach idzie dostojnie i nie ciągnie. Nie chcę jednak go chwalić, podobnie jak nie chwali się dnia przed zachodem słońca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz