Serdecznie zapraszamy na otwarcie wystawy malarstwa Włodzimierza Iwanka, która odbędzie 9 maja 2018 r. o godz. 18.00 (II piętro).
Włodzimierz Iwanek ukończył studia na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu, kolejno: w pracowni B. Kierzkowskiego i St. Borysowskiego, następnie w warszawskiej ASP w pracowni A. Nacht-Samborskiego i w pracowni A. Kobzdeja, gdzie w 1970 roku uzyskał dyplom z malarstwa wraz z aneksem malarstwa ściennego. Miał ponad 20 wystaw indywidualnych oraz brał udział w kilkudziesięciu wystawach zbiorowych, w tym także za granicą.
NA MARGINESIE
Na wystawie, oprócz martwych natur malowanych realistycznie, przedstawiam kilka prac z okresu „zaraz po studiach”, kiedy to zauroczony hasłami „postępu” i podobnymi zabobonami malowałem „nowocześnie”. Hasła te w życiu artystycznym pojawiały się już od początku poprzedniego stulecia i można tu wymieniać długą listę manifestów artystycznych i samych artystów, których wspólnym mianownikiem jest dekompozycja i degradacja sztuki wcześniejszej. Dadaiści np. kpili ze sztuki dotychczasowej, inni marzyli by spalić muzea, a M. Duchamp, który zamiast obrazu wniósł na wystawę muszlę klozetową, zapewniając sobie tym obecność we wszystkich encyklopediach sztuki całego świata, napisał manifest „antysztuki”, jednocześnie anektując sobie dotychczasowe „insygnia Artysty”. Członkowie powstałej w latach 40-tych międzynarodowej grupy Fluxus istniejącej do dziś, czynnej także w Polsce, na wernisażach chętnie popisywali się załatwianiem potrzeb fizjologicznych czy też rozrywaniem żywych zwierząt, a Anglik D. Hirst w gablocie umieszcza rozkładającą się bydlęcą głowę, na której kolejno rodzą się i zdychają kłębiące się robaki, co ma przedstawiać cykl życia i śmierci – to też mu zapewnia miejsce wśród najsłynniejszych artystów współczesności. Trochę wcześniej A. Warhol - wystarczy, że wskaże palcem na dowolny pospolity przedmiot, aby przedmiot ten uznać za dzieło sztuki, co też się staje. Nie musi nawet nic robić.
Piszę to dlatego, żeby uzmysłowić konsekwencje zejścia obrazu z blejtramu i tworzenie w to miejsce jakiś zastępczych bytów, czy w końcu zamienienie obrazu na samego artystę, na jego dominujące „ego”, rewolucyjną powinność, czy kabotyńską pustkę. Mój powrót do zwykłego malowania na blejtramie jest moim małym fizycznym aktem sprzeciwu wobec zamętu, który z ludzi robi jakąś zdezorientowaną masę, gdzie dowolna rzecz może być tym czymś i jednocześnie być jej zaprzeczeniem, gdzie słowa przestają cokolwiek znaczyć. A przecież świat mimo wielu ułomności jest wystarczająco piękny, żeby go ocalić.
Włodzimierz Iwanek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz