22 lutego 2022

Z półki leśnej Bibliotekarki - 13. Jakub Małecki - "Nikt nie idzie" i "Ślady"

 grafika do cyklu felietonów Małgorzaty Zmitrowicz "Z półki leśnej Bibliotekarki"


Jakub Małecki – „Nikt nie idzie” i „Ślady”

Powoli, jeszcze dość nieśmiało, prawie niezauważalnie zbliża się wiosna. Nad leśniczówką przelatują gęsi, krzewy wawrzynków mają już mocno rozwinięte pączki kwiatowe, przebijają się cebulice, leszczyny pylą. Przyroda budzi się do życia. Często sobie myślę, że jesteśmy szczęśliwcami mogąc uczestniczyć w tym misterium przemiany i że jest jakiś spokój w powtarzalności pór roku. Cudnie, że nie żyjemy na równiku, gdzie słońce każdego dnia wstaje i zachodzi o tej samej porze… Nie, u nas i w tym względzie jest dynamicznie, dzięki czemu możemy cieszyć się harmonijnym skracaniem się dnia lub jego wydłużaniem. Widać to także po słońcu i jego wędrówkach na niebie. Zimą nie wybija się nawet ponad korony drzew. Płynie po krótkim i niskim łuku. Za to latem budzi się wcześnie i wędruje wysoko, żeby późnym wieczorem łagodnie pochylić się nad lasem i wyzłocić pnie sosen ciepłą, miodową poświatą.

Ostatnio spacerowałyśmy z moją przyjaciółką po lesie. W pewnej chwili usłyszałyśmy gęganie i ujrzałyśmy na niebie, pod skłębionymi, szarymi chmurami, klucz gęsi. Luta zapytała, czy one przylatują czy odlatują. Muszę przyznać, że sama nie wiem. Fruwają sobie od października, czasami słychać je w listopadzie, a kolejne gęgające naloty zaczynają się w lutym. Może wracają, może wylatują… Ich wzmożona ruchliwość zwiastuje zmianę. Wkrótce zima ustąpi wiośnie, bo taka jest kolej rzeczy i tego procesu zatrzymać się nie da. Znajdujemy się na starcie kolejnego odrodzenia. Już nie mogę doczekać się przebiśniegów, krokusów, no i oczywiście wesołych, kolorowych bratków.

Ta dynamika procesów przemijania, narodzin i śmierci dotyczy także ludzi. Skąd się wzięły we mnie te wszystkie refleksje? Oczywiście narodziły się pod wpływem przeczytanych książek.

Na mojej leśnej półce pojawiły się ostatnio książki Jakuba Małeckiego. Żałuję, że dopiero teraz, ale lepiej późno niż wcale. Zaczęłam od „Nikt nie idzie”. Zachwyciła mnie ta opowieść, choć przecież jest dość smutna. Zaraz po niej przeczytałam „Ślady”. Jedna i druga to cykl opowiadań, które zazębiają się ze sobą, łączą i splatają w taki sposób, że z pojedynczych opowieści wyłania się większa, uniwersalna historia.

kolaż zdjęć okładek książek opartych o drzewo oraz fioletowe krokusy

Myślę sobie, że refleksje na temat przemijania wywołały u mnie „Ślady”. Jeden z moich ulubionych pisarzy, Eric Emmanuel Schmitt napisał „Księgę o Niewidzialnym”, zaś Jakub Małecki stworzył „Ślady” czyli cykl opowieści o Nieodwracalnym. Przyznaję, że miałam problem, bo nie bardzo zrozumiałam pierwsze opowiadanie. O co chodzi z tym Moim? Kim jest ten (lub Ta, oczywiście, że Ta!), kto tak nazywa bohatera? Czytając kolejne opowieści czułam narastający niepokój i lekkie przygnębienie. Mimo to nie potrafiłam się oderwać. Gdy dotarłam do ostatniej historii już wiedziałam kto nazywa „Moim” naszego wspólnego bohatera. Zrozumiałam, kim jest narrator pierwszej i ostatniej opowieści, a także narrator mojego życia i życia każdego z nas. I że towarzyszy nam od chwili narodzin. Staramy się go nie dostrzegać, może nawet ignorować, ale on jest, cichutko stąpa obok nas i czeka. Czasami odgradza nas od niego choroba lub starość, innym razem pojawia się niespodziewanie i przecina delikatną nić naszego życia. Bywa wyczekiwany lub przeklinany, częściej przeraża, choć zdarza się, że koi. Nieodwołalny koniec wszystkiego. Śmierć.

Raju, nie brzmi to optymistycznie… Nie jestem na szczęście krytykiem literackim, więc mogę podzielić się swoimi wrażeniami i nie doszukiwać się ukrytych znaczeń czy analizować zamysłu autora itp. Myślę sobie, że w książce chodzi o ślady, które zostają po nas w życiu innych ludzi. Być może się mylę, być może inny jest sens powieści, dlatego warto po nią sięgnąć osobiście.

Fragment na zachętę, mam nadzieję…

„Tymoteusz wyobraża sobie jak czekam, i przez chwilę naprawdę rozumie, że nieważne, ile będzie miał jeszcze kobiet, ile pieniędzy zarobi, ile krajów odwiedzi, ile przeczyta książek i ilu followersów będzie miał na Instagramie, bo i tak zostanie po nim tylko kilka bladych śladów. Rozumie to jednak tylko przez chwilę, bo zaraz wszystko wraca: ciało, oddech, kościół, złość, formalności, ręka Wioli, Ona i zaplanowane na następny tydzień spotkania. O mnie zapomina, ma na razie ważniejsze sprawy na głowie.”

To, co mnie zachwyciło w tej prozie, to uważność, delikatność, łagodność i umiejętność współodczuwania. Jakub Małecki pisze o sprawach trudnych, ale fundamentalnych, o wyzwaniach z którymi musimy się mierzyć, choć wcale nie mamy na to ochoty. Moja polonistka powiedziałaby, że porusza problemy uniwersalne i ogólnoludzkie.

Na szczęście oprócz przemijania jest także bezustannie odradzające się życie i to mnie bardzo cieszy. Tego trzymam się kurczowo i z nadzieją. Parę dni temu miałam okazję oglądać występy Gruzińskiego Baletu Narodowego. Byłam zachwycona. Nie mogłam oderwać oczu od ślicznych tancerek, które z gracją płynęły po scenie emanując łagodnością, wdziękiem i kobiecą urodą. Postaci tancerzy były bardziej dynamiczne, a ich taniec epatował wojowniczością i siłą. Zwłaszcza taniec z szablami, podczas którego na scenę posypały się iskry. Cudne widowisko, balsam na duszę i pewnego rodzaju antidotum na lęk przed Nieodwracalnym, o którym zapomnieć nie sposób, ale myśleć bezustannie się nie da.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz