Trzy ciekawe lektury na wiosnę: E. Rynka „Zwyczaje towarzyskie polskich mieszkańców Bydgoszczy w II Rzeczypospolitej”, Władysław Czarnowski „Ze wspomnień starego bydgoszczanina” i… Wiesław Myśliwski „W środku jesteśmy baśnią”.
Świat całkiem już się zazielenił i oczu nie można oderwać od obsypanych kwieciem kasztanowców, bzów, jarzębin, tawuły i tamaryszków itp. W sadach kwitną drzewka owocowe, nad ich białymi i bladoróżowymi kwiatami unoszą się dyskretnie pobrzękując pracowite, złociste pszczoły, W „moim” lesie wybiły konwalie, ale z powodu suszy wyglądają marnie. Za to ptaki koncertują od bladego świtu. Ostatnio w ogródku z kwiatami buszowały sarny. Nie przypuszczałam, że gustują w tujach… No nic, jak widać życie nie przestanie zaskakiwać mnie do samego końca! Zauważyłam także, że kosy podkradają karmę kotu. Zabawnie to wygląda, gdy taki kos podskakując jak sprężynka, czujnie rozglądając się wokół siebie, zbliża się do miski i błyskawicznie pakuje do dzioba kilka kawałeczków kociej karmy, a potem zmyka, aż się za nim kurzy… Oczywiście w podskokach! Piękny to czas, gdy dzień jest już taki długi i nadal rośnie! No i nareszcie zrobiło się cieplutko!
W ubiegłym tygodniu wybraliśmy się na wycieczkę w lasy (a jakże!!!) okalające Zalew Koronowski. Na terenie leśnictwa Pieńkowo, na skarpie, tuż nad wodą znajduje się kamienny krąg przypominający te z cmentarzyska w Odrach. Tuż przy nim usypany został kopiec, niczym kurhan z początków naszej ery. Przez długie lata odwiedzaliśmy to magiczne miejsce ze względu na jego urok i kwitnące wczesną wiosną wawrzynki wilcze łyko. Byłam przekonana, że jest to prastare, zapomniane cmentarzysko Gotów. Oczami wyobraźni widziałam już podpływające podczas księżycowej nocy łodzie, strzelające płomieniami ognisko i tajemnicze obrzędy, które odbywały się w tym miejscu. Tymczasem okazało się, że nasz ulubiony krąg został ułożony na przełomie XIX i XX w., kiedy to nastała moda na starożytność, a inicjatorem jego powstania był jeden z właścicieli dóbr kamienieckich. Hm, no trudno! Jednym z czynników, który wyeliminował moje (i jak się okazało nie tylko moje) mityczne rojenia o cudownym kręgu, jest stosunkowo młody wiek porostów na kamieniach. Te w Odrach mają nawet po parę tysięcy lat, zaś te w Pieńkowie zaledwie setkę…
Tamtego dnia moja podróż w czasie nie skończyła się tylko w kamiennym kręgu, ułożonym na urokliwej skarpie nad Zalewem Koronowskim. Wracając do domu zajechaliśmy na starą stację kolejową w Pruszczu Bagienicy. Oprócz torów, zachowanego w całkiem dobrym stanie i zamieszkałego budynku kolejowego z czerwonej cegły, zarośniętych peronów, natrafiliśmy na starą parowozownię i zabytkową wieżę ciśnień. Uwielbiam takie wędrówki w czasie i przestrzeni jednocześnie. I może dlatego polecam dziś dwie książki, które takim wędrówkom sprzyjają, a dotyczą Bydgoszczy.
Pierwsza z nich to „Zwyczaje towarzyskie polskich mieszkańców Bydgoszczy w II Rzeczypospolitej” Ewy Rynki, a druga, na którą natrafiłam zupełnie przypadkowo penetrując nasz księgozbiór w Wolnym Dostępie, to „Ze wspomnień starego bydgoszczanina” Władysława Czarnowskiego. Obie pozycje podejmują ten sam temat, tyle, że w zupełnie inny sposób. Książka E. Rynki przedstawia wizerunek Bydgoszczy na podstawie bogatej literatury źródłowej (książki, czasopisma, zasoby archiwów i bibliotek cyfrowych), zaś książeczka W. Czarnowskiego ma charakter osobisty, wspomnieniowy, choć zawiera także ciekawe i bardzo przydatne przypisy redakcyjne. Obie książki cudnie się uzupełniają, tworząc malowniczy obraz miasta, które po odzyskaniu niepodległości w 1920 r. dosłownie zachłysnęło się wolnością i aż do wybuchu kolejnej wojny tętniło intensywnym życiem społecznym, gospodarczym, kulturalnym i naukowym. Autorzy piszą o tym, w jaki sposób bydgoszczanie spędzali czas wolny, dokąd jeździli na wycieczki, co oglądali w Teatrze Miejskim, a także gdzie w Bydgoszczy sprzedawano najlepsze lody i wypiekano najsmaczniejszy chleb itp. W. Czarnowski zanurza się w historię miasta odrobinę głębiej, bo wspomina bydgoską katownię (!), która mieściła się na miejscu dzisiejszego szpitala płucnochorych. Wg jego relacji ostatni bydgoski kat popełnił samobójstwo… Jako lekarz, zdradza także na co chorowali ówcześni bydgoszczanie: „Niestety, tak jak w całej Polsce, panoszyły się też i u nas w zastraszający sposób choroby weneryczne. (…) Niekiedy zdarzały się w mojej praktyce wręcz tragikomiczne sytuacje. Przychodzili na przykład leczyć się: mąż, żona i kochanek żony. Zdarzało się, że w poczekalni spotykali się po wielu latach niewidzenia bracia mieszkający na przeciwległych krańcach naszego województwa. Także ojcowie z synami spotykali się przypadkowo w mojej poczekalni.” Czytelnicy mają okazję poznać najznamienitsze osoby związane z miastem, ale dowiadują się także o tragicznych warunkach życia najuboższych warstw społecznych, w tym mieszkańców Szwederowa, którzy w okresie sprzed odzyskania niepodległości mówili w większości w j. polskim…
Sama się sobie dziwię, jak duże wrażenie robią na mnie ostatnio książki, które w jakiś sposób umiejscawiają moje małe życie w kontekście Wielkich Wydarzeń historycznych. Może to sytuacja polityczna sprawia, obawa, że z takim trudem odzyskany pokój i spokój może lada chwila runąć jak domek z kart? A może po prostu dojrzewam? Hm.
Lektura trzeciej książki, o której dziś napiszę, to prawdziwa uczta duchowa, gratka dla wielbicieli twórczości Wiesława Myśliwskiego. Już sam tytuł „W środku jesteśmy baśnią” brzmi magicznie, napawa optymizmem i budzi wiarę w człowieka. Niedawno usłyszałam niezwykłą opowieść o tym, że Michał Anioł patrząc na bryłę marmuru widział w niej postać ludzką, która później wyłaniała się spod jego dłuta. I że wszyscy powinniśmy patrzeć na siebie nawzajem właśnie w taki sposób.
Książka „W środku jesteśmy baśnią” jest zbiorem mów i wywiadów z pisarzem. Zaskoczyło mnie w niej nieomal wszystko. Czytając W. Myśliwskiego zawsze jestem pod ogromnym wrażeniem przenikliwości jego spojrzenia na świat i ludzi. I nie śmiałabym tego w żaden sposób komentować! Z reguły z aprobatą kiwam głową i myślę: „Tak, Tak właśnie jest! Ale jak on to pięknie wyraził! Jak cudnie ubrał w słowa!” Co zaskoczyło mnie najbardziej w nowej książce, bo coś jednak musiało? Nie spodziewałam się, że pisarz tak wiele potrafi powiedzieć o swojej twórczości, odnieść ją do swojego życia wplecionego w kontekst dziejów (znowu te dzieje!!!) i sprawić, że czytelnik czuje się cząstką tych baśniowych opowieści.
Zachwyciły mnie te mowy i wywiady odsłaniające kulisy powstawania kolejnych książek. Kiedyś, podczas spotkania autorskiego z Jakubem Małeckim, wykładowcy z Wydziału Humanistycznego UKW, zastanawiali się nad rolą narratora w „Śladach”. Pamiętam rozbawienie autora, gdy się przysłuchiwał tym dyskusjom i jego pytanie: „Naprawdę, to ja coś takiego napisałem? Zupełnie nie miałem o tym pojęcia!” Była to oczywiście bardzo spontaniczna reakcja, ale utkwiła mi w pamięci, bo rozbawiła wszystkich: autora, spierających się naukowców i publiczność. Po przeczytaniu „W środku jesteśmy baśnią”, odniosłam wrażenie, że W. Myśliwski ma ogromną świadomość literacką, zna na wylot swoich bohaterów i świat przedstawiony, a także sposób kreowania i konstruowania tego świata i każdą myśl, która się w książce znajduje. Taki wniosek nasunął mi się po uważnym przeczytaniu wywiadów, choć sam W. Myśliwski ma do swojego pisania stosunek zgoła odmienny. „Piszę, bo nie wiem. Literatura nie jest więc dla mnie ilustracją tego, co wiem, jest ledwo tlącą się o wieczorze naftową lampą w dawnej chłopskiej izbie, prowadzącą mnie po mrokach mojej niewiedzy, mojego nieodczuwania, nieprzeczuwania. Każde słowo jest wydarciem z siebie cząstki tajemnicy, każde zdanie poszerzeniem granic swojej wyobraźni, swojej wrażliwości. Toteż moje książki wiedzą więcej o mnie niż ja sam i wiedzą prawdziwiej.”
Przytoczę jeszcze kilka cytatów, bo pisząc o tym pisarzu, którego twórczość kocham całym sercem, czuję, że pióro wypada mi z ręki. Hm, raczej klawiatura zwija się z bólu…
O swoich książkach: „Moje książki nie mają ambicji kogokolwiek pouczać, nie podpowiadają nikomu wyborów, nie tworzą wzorców zachowań, nie oceniają, nie potępiają, wszak literatura nie jest trybunałem, nie dzielą świata na strony złą i dobrą, ponieważ wszyscy partycypujemy i w jednej i drugiej stronie, dlatego świat jest, jaki jest.”
O dzieciństwie: „Pierwszy świat wypełnia nas aż do śmierci, przez całe życie modelujemy go w sobie w zależności od nowych doświadczeń, doznań, przeżyć. I tak w nas narasta automitologia, poczucie utraconego raju. Każdy człowiek tworzy własny mit, a jego źródło jest w tym pierwszym świecie.”
O tym, że możemy próbować (z reguły bezskutecznie) poznać drugiego człowieka nie po tym co, ale jak mówi: „Przekonanie, że możemy poznać innego człowieka, jest złudzeniem, domniemaniem, opinią raczej o nas niż o nim. Każdy człowiek nosi w sobie tajemnice i otchłanie, i nawet kiedy jesteśmy w najbliższych z nim relacjach, nie jesteśmy w stanie inaczej do niego dotrzeć, niż on sam o sobie mówi. Fascynuje mnie zawsze, jak ktoś mówi, w każdym razie bardziej niż to, o czym mówi, bo to, o czym mówi, wydaje mi się, że ja wiem, jako że materia życia jest powtarzalna, przynajmniej w zarysach.” Materia życia! Jak ładnie powiedziane… I jeszcze: „Człowiek jest istotą opowiadającą, a nie słuchającą. Czy gdy w towarzystwie ktoś opowiada wszyscy pozostali słuchają? Nie, oni czekają na moment by móc wejść ze swoją opowieścią. Człowiek musi opowiedzieć siebie. Być może najbardziej tragiczny jest człowiek, który by siebie nie opowiedział. A takich bezimiennych ludzi bez opowieści są miliony.”
No i jeszcze jeden cytat, o miłości, a niech tam: „Poza miłością nie ma nic, tylko śmierć. Miłość jest najwyższym stanem mądrości, na jaki stać człowieka. Ona z istoty swojej jest mądrością.”
Na zakończenie podzielę się ostatnią refleksją. Mam wielką wiarę, że rzeczywiście w środku jesteśmy baśnią, choć gdy myślę o pogromcach ludności w Buczy, to zaczynam w to wątpić. Obyśmy umieli tę baśń z siebie wydobyć i poskromić małego orka, który też siedzi w każdym z nas. Obyśmy rzeczywiście byli tak piękni, jak rzeźby Michała Anioła, które ten już widział przyglądając się bryłom marmuru. Być może Hitlerowi także wydawało się, że jest baśnią? Może W. Putin w ten sposób myśli o sobie? I żołnierze (oprawcy) z Buczy… No nic, bez względu na to, co kto myślał czy myśli, polecam gorąco najnowszą książkę zawierającą mowy i wywiady z W. Myśliwskim. Dzięki niej zaglądamy za kulisy jego powieści i po raz kolejny możemy zachwycić się baśnią, którą Wiesław Myśliwski w sobie nosi na pewno, a my wraz z nim odkrywamy ją w naszym życiu. Dla mnie ta książka, podobnie jak inne powieści tego autora, jest kompendium wiedzy o świecie, drugim człowieku i o nas samych. Próbuje także znaleźć odpowiedzi na najważniejsze pytania, jakie można sobie w życiu postawić.
Jak dobrze, że są tak inspirujący pisarze! Lektura wszystkich trzech książek sprawiła mi olbrzymią frajdę, więc serdecznie je Czytelnikom tego bloga polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz